Gdyby nie internet, nie wiedziałabym, że na świecie jest tylu idiotów.


Gdyby nie internet, nie wiedziałabym, że na świecie jest tylu idiotów.

Stanisław Lem

poniedziałek, 26 marca 2012

Tahoe Lake

Z kilku chwil zrobiły się trzy dni ale tego się chyba wszyscy spodziewali... Na swoją obronę dodam, że poprawiłem literówki (te które wyłapałem) w poprzednim poście. Wracając do tematu: Przez czas potrzebny nam na zjedzenie obiadu rozpętała się konkretna śnieżyca. Jezioro otoczone górami i lasami, o krystalicznie czystej wodzie, gdzie przyjeżdża się by podziwiać widoki, wyglądało mniej więcej tak:


To na końcu pomostu to statek, stylizowany na parowiec... Skoro już na widoki nie można było liczyć, a śnieg padał i padał uznaliśmy że zupełnie dobrym pomysłem będzie udanie się w drogę powrotną. I tu pojawił się pewien problem, otóż na drodze US-50, którą przyjechaliśmy (80 mil, niecałe 2h) stali panowie w pomarańczowych kamizelkach i mówili: "Chains or 2 axis drive or turn around". Oczywiście było to napisane na stu tysiącach znaków ale warto było spróbować. Łańcuchy 75$ i przekonanie pana na stacji benzynowej, że US-50 to jedyna droga, nie przekonały nas dostatecznie, wygrały: mapa za 5$ i inżynierska fantazja. Przyjęliśmy założenie, że autostrady będą przejezdne i mieliśmy rację. Choć nie powiem, momentami jechałem 15-20mph, bo 30 było strach. Oczywiście na gładziutkiej trzy pasmowej autostradzie. Po prostu taka zamieć, że ło Jezu! Śnieg normalnie kopny. Odstępy miedzy autami takie, żeby ledwo było widać światła samochodu z przodu (co by było wiadomo gdzie jechać). Gdzie nie-gdzie pojawiał się wóz Ranger'ów, który wierzcie mi - dodawał otuchy. Lepiej zrobiło się oczywiście jak wyjechaliśmy z gór w okolice Reno, nie byłem jeszcze wtedy świadomy, że zaraz czeka mnie powtórka, bo zjechaliśmy na złą stronę Sierra Nevada, bo to by trzymać się highway'a. Powrót zajął jakoś 4-5h ale ostatecznie się udało! Dowiozłem ekipę w całości i w nagrodę chłopaki zgodzili się ze mną stoczyć - poszliśmy do Mc Donalds'a.


Zmęczeni górami następnego dnia postanowiliśmy łagodniej podejść do tematu. Ale to już zupełnie inna historia.

krzychooj

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz